Do nowego domu

Miałem okazję uczestniczyć podczas prób do spektaklu. To największy projekt fotograficzny jakiego się podjąłem. Specyfika miejsca wystawienia spektaklu uniemożliwiła zrobienie dobrych zdjęć podczas premiery, ale próby przed wystawieniem umożliwiły mi zrobienie wielu zdjęć - obok wyświetlane.


Nowa ameryka

Kilka słów o spektaklu:

Widowisko plenerowe o pierwszych repatriantach na naszych ziemiach.
Cel projektu: Przypomnienie i przybliżenie historii repatriacji z ziem wschodnich Polski przedwojennej w pierwszych miesiącach po wojnie 1945 roku. Odtworzenie małych dramatów ludzi, którzy mimo wszystko zasiedlili wsie w gminie Dębno, wrośli w nadaną im ziemię i wychowali kolejne pokolenia w duchu pamięci o swojej historii i kulturze.
Miejsce projektu: Stacja kolejowa we wsi Krześnica.
Wykonawcy: Mieszkańcy wsi w wieku obrazującym trzy pokolenia przesiedleńców, czyli od 5 – 60 lat.
Liczba wykonawców: 30 osób (w tym dzieci 6). Termin premiery: 9 października 2015 roku, we wsi Krześnica, w ramach Inauguracji Roku Kulturalnego. Grupy rekonstrukcyjne:

  • I mistyczna - 10 osób: ksiądz, gosposia księdza, dwoje dzieci, dwie starsze pary (dziadkowie), młody kaleka, dziewczyna.
  • II specjalna - 10 osób: żołnierz w mundurze polskim, jego żona i dziecko, 3 młode dziewczyny (aktywistki), młode małżeństwo i ich dziecko, starsza kobieta (niema), koza.
  • III zagubieni – ojciec, matka i ich dorosła córka Wala, stara matka z synem kawalerem - Stepanem, dwie damy, dwaj bracia grajkowie, Bogdan i Prakseda - małżeństwo z dzieckiem, krowa i koń.

U dołu strony galera specjalnie przetworzonych zdjęć by głębiej pokazać nastrój tamtych lat. Pomimo wykorzystania nowoczesnego sprzętu korzystając z obróbki cyfrowej mogłem uzyskać takie rezultaty.

Dziękuję wszystkim "aktorom" i reżyserowi Anatolowi Wierzchowskiemu za umożliwienie mi wykonania tych prac!



Proszę kliknac w zdjęcie - uruchomi się przeglądarka zdjęć.

Sławek (21.06.2015)

Ze strony Domu Kultury w Dębnie.

Wzruszającym widowiskiem plenerowym pt. „Do nowego domu” na przejściu kolejowym między Sarbinowem a Krześnicą rozpoczęły się obchody Inauguracji Roku Kulturalnego 2015/2016.
Przedstawienie w reżyserii Anatola Wierzchowskiego było hołdem złożonym repatriantom w 70 Rocznicę Polskości i ich przyjazdu na nasze ziemie. W widowisku, w strojach z lat pięćdziesiątych wystąpili mieszkańcy wsi Krześnica oraz zaproszeni przez reżysera goście. Opowiada ono historię grupy Polaków, którzy po wojnie wracają do ojczyzny w poszukiwaniu nowego miejsca zamieszkania, swojego miejsca na ziemi. Akcja początkowo rozgrywała się przy torach kolejowych, a następnie wszyscy przybyli goście podążając za aktorami wyruszyli w półtorakilometrową drogę by dotrzeć do wsi Wilkersdorf (niemiecka nazwa wsi Krześnica) i tam szukać swojego tytułowego nowego domu. Gdy przedstawienie obiegło końca, publiczność zgotowała reżyserowi i aktorom długo niegasnące, gorące owacje. [...]
Ostatnim punktem Inauguracji Roku Kulturalnego 2015/2016 było zaproszenie wszystkich na grochówkę i poczęstunek przygotowany przez mieszkańców Krześnicy[...].



Proszę kliknac w zdjęcie - uruchomi się przeglądarka zdjęć.

Rok puźniej zorganizowano wystawę moich zdjęć wydrukowanych w drukarni powieszonych na witrynie sklepu.

 zdjęcie

Sceny widowiska:

Scena 1

Miejsce: stacja kolejowa w Krześnicy. Jest ciemno. Słychać z oddali pociąg. Pojawiają się na torach światła tego pociągu, ale pociąg nie wjeżdża na stację, słychać gwizd pociągu. Po torach biegnie spłoszony koń. Spomiędzy świateł wyłaniają się sylwetki ludzi, którzy niosą na plecach swoje tobołki, ciągną wózki, prowadzą kozę. Powoli peron stacyjny się zapełnia. Ludzie klną na Niemców, że tory rozebrali, złorzeczą maszyniście, kłócą się między sobą, rozlokowują się na całym peronie.
Grupa I – wyjmują z tobołów drzewiec, chorągiew kościelną i składają je; ksiądz wyciąga sutannę i ją ubiera, zakłada koloratkę, wyciąga krzyż i wiesza go na piersi. Każe swoim parafianom klęknąć i odmawia litanię. Pozostali na peronie cichną. Niektórzy klękają, inni są zajęci rozpakowywaniem tobołków. Gosposia wyciąga bochenek chleba, ksiądz go łamie i rozdaje między swoich parafian. Pyta innych czy chcą chleba bożego i wyspowiadać się przed dalszą tułaczką. Podchodzą matka z córką Walą (z grupy III). Dziękują księdzu, matka próbuje go w rękę pocałować, ale ten się broni. Intonuje pieśń kościelną (Boże coś Polskę). Jego parafianie bardzo żarliwie podejmują pieśń i patrzą na chorągiew, którą ksiądz podnosi do góry i obraca tak jakby wizerunek na niej miał oglądać tę nową ojczyznę. Młody kaleka płacze i mówi: - Patrz Matko Boska, oto nasz nowy dom, nowa ziemia i nowy los. Ksiądz każe się swoim parafianom ustawić do wymarszu. Schodzą na tory i z pieśnią na ustach dochodzą do drogi. Skręcają w lewo i znikają w ciemnościach.

Scena 2

Żołnierz krzyczy z oddalającą się grupą I, że to reakcjoniści, kułaki i ciemnota galicyjska. Aktywistki przytakują, jedna nawet zapisuje coś w kajecie. Niema kobieta szuka miejsca, by przywiązać swoją kozę. Przywiązuje ją do dyszla wózka ogrodowego, ale kobieta z małym dzieckiem na rękach każe jej ją odwiązać. Niema kobieta nie reaguje i idzie w krzaki za potrzebą. Mąż kobiety z dzieckiem z furią podbiega do kozy i kopie ją. Koza wystraszona z wózkiem zeskakuję na tory. Kobieta podnosi larum. Inni wyzywają męża, ratują kozę, kobieta z dzieckiem zbiera zawartość wózka, ktoś jej pomaga i nieoczekiwanie znajduje karabin. Rozpoczyna się kłótnia i posądzenia o donosicielstwo. Mąż tłumaczy się i dostaje w twarz od żołnierza. Żołnierz zabiera mu karabin. Kobieta lamentuje, dziecko płacze. Jeden z grajków wyciąga harmonię i zaczyna cicho śpiewać po ukraińsku (Oj, chmelu mij chmelu); do niego dołącza się drugi śpiewak i śpiewają dość głośno. Pozostali rozpalają ognisko. Kobiety przyrządzają prosty posiłek składający się z kaszy, słoniny i czarnej kawy. Niektórzy wyciągają resztki chleba, wrzucają rozdrobniony do menażek. Damy rozwijają swoje pakieciki ze skórkami od chleba, które jedzą nabożnie i zagryzają małymi plasterkami jabłka. Ktoś niecierpliwie pyta, kiedy krowa dojdzie. Matka Stepana odpowiada, że Stefan pewnie jeszcze doi ją, a potem musi ją jeszcze napaść, więc pewnie idą powoli. Zniecierpliwiony narzeka, że musi chleb zalać mlekiem i dać dziecku. Wala pyta się ojca, czy może pójść po Stepana, bo jemu pewnie ciężko krowę paść. Ojciec kategorycznie każe jej siedzieć na dupie, a nie obnosić ją po niemieckich krzakach. Mąż wyciąga butelkę bimbru, podchodzi do żołnierza i prosi, żeby napić się na zgodę, bo może sąsiadami zostaną. Inni też podtykają jakieś naczynia, żeby chociaż łyka dostać. Niema kobieta wychodzi z krzaków, rozgląda się za kozą i w złości podbiega do męża, wyciąga zza pazuchy nóż i chce go uderzyć, ale żołnierz chwyta ją za rękę i mówi, że koza uwiązana do płotu, a oni piją na zgodę, a nie za śmierć kozy. Niema kobieta wyciąga zza pazuchy kieliszek i każe sobie też nalać. Wypija głęboko się odchylając, a potem sięga za pazuchę i wyciąga stamtąd główkę obranej cebuli, którą zagryza wypity bimber. Pluje pod nogi żołnierzowi i coś bełkoce. Dziecko podbiega do niemej kobiety i ciągnie ją za spódnicę każąc jej pójść do jego mamy. Torami nadchodzi Stepan z krową i kanką mleka. Wala podbiega do niego i zalotnie proponuje, że mu bańkę potrzyma. Stepan próbuje krowę wciągnąć na peron. Jego matka popycha krowę, ale upada na torach. Dwie damy podbiegają do matki Stepana, podnoszą ją i układają na pierzynie wyciągniętej z tobołu. Stepan przywiązuje krowę do płotu i idzie z wiadrem po wodę za budynek stacyjny. Wala znika za nim.
Damy biadolą, że starej kobiecie trzeba lekarza, bo strasznie dyszy i siły ją opuszczają. Grajkowie żartują, że trzeba jej kielicha dać, to wstanie i jeszcze potańczy. Ojciec Wali mówi, żeby paniusie się nie wtrącały, że wyglądają na takie co się znają na chorobach i że po co jadą na te niemieckie ziemie. Jedna z dam odpowiada, że będą nauczycielkami. Jedna uczyć będzie matematyki, a druga polskiego. Wszyscy wybuchają śmiechem, że to niby Niemców będzie tego polskiego uczyć, bo oni przecież są Polakami i tam koło Żytomierza chodzili do polskiej szkoły. Niektórzy to nawet cztery klasy mają. Tutaj będą na własnej ziemi pracować, bo władza ludowa im obiecała. Dom tylko potrzebny i uczciwy sąsiad. Żeby tylko nie był z Białorusi. Młode małżeństwo butnie pyta, czemu boją się tych z Białorusi, to Ukraińców trzeba się bać, bo mogą całą wieś wymordować.Aktywistki uspokajają ludzi mówiąc, że przecież wszyscy jesteśmy Polakami, że tamte strony trzeba wymazać z pamięci i poświęcić się budowie nowej Polski.
Zapada cisza. Wchodzi Stepan z wiadrem i Walą.

Scena 3

Słychać nadjeżdżający samochód bez świateł. Samochód jest radziecki, jeszcze z gwiazdą na masce i drzwiach. Zatrzymuje się na torach. Wychodzi z niego radziecki żołnierz (albo polski) i podchodzi do repatriantów. Wszyscy wstają i szukają papierów. Żołnierz wesoło pozdrawia ludzi i pyta, czy jest grupa, która ma jechać do Zicher, bo on może ich zabrać, że jeżeli mają broń, to niech oddadzą jemu, bo na miejscu będą tylko z tego kłopoty. Żołnierz polski oddaje broń. Grupa II najpierw wypytuje się, gdzie te Zicher są, czy są już tam jacyś repatrianci, skąd są. Żołnierz odpowiada, że różnie, trochę z Ukrainy, trochę z Białorusi, a trochę z Polski. A i Niemcy w nocy zjawiają się, żeby coś sobie ugotować. Młody mąż krzyczy, że po co oddał karabin, przecież trzeba się będzie przed Niemcami bronić. Żołnierz polski nakazuje swojej grupie zbierać się i ładować do wozu. Dziecko przyprowadza kozę dla niemej kobiety i pokazuje, że będą wyjeżdżać. Kobieta lamentuje, a dziecko tłumaczy sołdatowi, że koza nie chce wchodzić do samochodu. Żołnierz radziecki mówi, że trzeba kozę zastrzelić, mięso zjeść, bo nigdzie nie ma jedzenia i będą musieli przychodzić na posterunek, żeby swój chleb odebrać. Kobieta przestaje lamentować, bierze kozę na ręce i zanosi do samochodu.
Grupa III dopytuje, czy i po nich ktoś przyjedzie. Sołdat odpowiada, że nie wie, że niech czekają do rana, to może jak milicja ich zaprowadzi. Każe być czujnym, bo faszyście jeszcze nie wszyscy zginęli. Grupa II wchodzi do samochodu. Ktoś w samochodzie śpiewa przedwojenną piosenkę polską (Ach jak przyjemnie). Dołączają się aktywistki. Samochód odjeżdża w kierunku Sarbinowa.

Scena 4

Stepan siada przy matce. Zapala naftową latarkę i podaje menażkę z mlekiem. Pyta innych czy chcą mleka. Rozdaje mleko. Bogdan i Prakseda zaczynają pytać, czy aby ktoś wie, że oni przyjechali, że nie mają przydziału na wieś, tylko do miasta, ale wolą ze znajomymi, bo się Niemców boją. Matka Wali wątpi czy ich ktoś zabierze, więc proponuje ruszyć stąd. Niech grajkowie pójdą przodem z pochodniami i znajdą jakiś dom, gdzie mogliby przenocować, a rano się zobaczy. Grajkowie się targują, że za durno nie pójdą, bo albo ich Niemcy ustrzelą z lasu, albo ruscy zabiją jak szabrowników. Za litra mogą spróbować. Ojciec Wali wyraża chęć pójścia z grajkami, ale przedtem wypiją na odwagę. Wala szykuje zagrychę – słonina i cebula, kartofel upieczony w ognisku. Grajkowie zaczynają intonować pieśń ukraińską (Horyła sosna). Damy nieśmiało protestują, że boją się zostać na stacji, bo jak Niemcy wrócą…, że zostają prawie same kobiety, więc może babcię na wózek i razem pójdą poszukać schronienia na noc. Stepan mówi, że zostanie z matką na stacji, a jak rano ktoś przyjedzie, to powie, gdzie wszyscy poszli. Wala najpierw protestuje, wreszcie z płaczem oświadcza, że zostaje ze Stepanem i krową. Ojciec Wali wpada w szał dobiega do niej i próbuje ją uderzyć, ale drogę zastępuje mu Stepan, który mówi, że w nowym domu, będą nowe porządki i żaden starzyk nie będzie bił kobiet, a tym bardziej decydował, kto co ma robić, że skończyła się epoka ruskiego poniewierania ludzi. Matka Wali próbuje odepchnąć swojego męża krzycząc, że na wojnie się trzeba było bić, a nie teraz do swoich skakać, tym bardziej, że Stepan to jedyny kawaler na tym niemieckim pustkowiu. I niech ich Bóg prowadzi. Grajkowie krzyczą, że trzeba będzie wesele zrobić, nawet na stacji.
Bogdan zapala pochodnie, grajkowie zapalają latarki naftowe, pakują starą kobietę na wózek, który ciągnie Stepan, a Wala prowadzi krowę i idą w kierunku Krześnicy. Kobiety niosą latarki. Grajkowie na przedzie drą się śpiewając Horyła sosna. (widzowie z pochodniami idą za Grupą III)

Scena 5

Mijają tablicę z nazwą miejscowości Wilkersdorf. Zatrzymują się i nasłuchują. Dama zaczyna chlipać pytając czy aby to nie cmentarz, bo tak cicho, że nawet psy nie ujadają. Bogdan prze naprzód twierdząc, że i na cmentarzu można mieszkać, byle daleko od sowietów i bandytów. Wszyscy gorączkowo podążają za nim.
Zachodzą na podwórze w centrum wsi. Pukają do rozwalających się drzwi. Wchodzą powoli (za nimi wchodzą widzowie), rozglądają się po domu, a ojciec Wali mówi, że tutaj wszystkie rodziny mogą się pomieścić. Opuszczają dom, aby przynieść swój dobytek, a kiedy przychodzą pod drzwi Bogdan z Praksedą zatrzaskują im je przed nosem krzycząc, że to będzie ich dom i że mają iść sobie szukać nowego, swojego. Gromadzą się na podwórku, wychodzą na skrzyżowanie i zastanawiają czy szukać razem, czy osobno. Ruszają osobno w różne strony. Zostają grajkowie, którzy śpiewają Pada deżdżyk pada. Widzowie zostają na skrzyżowaniu. Aktorzy zjawiają się na skrzyżowaniu z różnych stron i kłaniają. Żołnierz zaprasza wszystkich na kolację do świetlicy.

PIEŚŃ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal, Gdy szumi, szumi woda i płynie sobie w dal. Ach, jak przyjemnie, radosny płynie śpiew, Że szumi, szumi woda i młoda szumi krew. I tak uroczo, tak ochoczo serce bije w takt, Gdy jest pogoda, szumi woda, tak nam mało brak do szczęścia! Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal, Gdy szumi, szumi woda i płynie sobie w dal.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Scenariusz i reżyseria: Anatol Wierzchowski (14.03.2015)